Strzeżoga dusz.
Jak popielnica dźwięcząc etruska,
Styksowych nurtów stalowa łuska
W mszystych podzwania mgłach,
Sennej Nioby jasnemi sploty,
Jak gdyby marą dziecka-Heloty
W piekielnych skrzy się snach.
Żywicą podań, bursztynnym piaskiem,
Wyschłych odmętów świetlanym brzaskiem,
Bezwonnym pyłkiem mchu, —
Ona się wstrzępia w rozgwaru ścieki,
Ona się wsklepia w rozstrzygnień rzeki,
W okrężny sprzężaj tchu!
Biało i czarno w swym światłowidzie,
W ciemno-złocistej tarczy egidzie,
Orlęcą zwietrza strzeń,
Niby scytyjskiej tej wichrołomnej,
Najpierwszej z wieszczek wieniec ogromny
Z poczwarnych zwiany tchnień.
A wtedy... wtedy płomiennolica
Nikczemnych zgryzot szychem przyświeca
W egejski spiesząc gród,
Śmiechu zwęgleniem żywotochciwa
Rozjemnych sądów grzebień rozrywa
Klnąc własnych czynów cud.