Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

dolatywał odgłos oddalających się wózków lub jeszcze dalsze jakieś hukanie pastuszków z pod lasu.
Długo tak stałem nieruchomy i czułem, że nogi drętwieją podemną. Znużony, oparłem się ramieniem i lewą skronią o oddrzwia i przymknąłem powieki. I rzecz dziwna, w tej chwili żywo zbudził się w mej wyobraźni obraz owego Baczmahy grzęznącego w głuchej przepaści z pruchniejącemi pod sobą nogami, opartego lewym bokiem i skronią o glinianą ścianę... Nie myślałem już o Antosiu, tylko o owym szlachcicu, jakby o jakim rzeczywiście istniejącym człowieku, na wiekowe skazanym męki — i całą jego we własnych członkach odczuwałem torturę.
Jest to fakt, który każdy sam na sobie może sprawdzić (jakkolwiek doświadczenie to nie jest bezpieczne), że zmusiwszy się silnem postanowieniem do dłuższej nieruchomości, jakby zahypnotyzowani, wpadamy po pewnym przeciągu czasu w rodzaj katalepsyi i tracimy w końcu wszelką wolę poruszenia się i nawet świadomość możności ruchu. W podobnym stanie znajdowałem się wówczas i nie-