Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/199

Ta strona została uwierzytelniona.

»Przepraszam, że nie przyjmuję. Stan jednakowy. Wieczorem będę u pani Józefowej. Przyjdź pan, opowiem detailicznie«.
Nie czekałem do wieczora, ale poszedłem tam bezzwłocznie, aby się dowiedzieć o zdrowiu panny Józefy. W progu spotkałem pana Walentego, który zapewnił mnie dziesięć razy, że »Pana Boga kocha« i powiedział, że dziewczę jest chore, zmęczone, zdenerwowane i dzisiaj z łóżka nie wstanie. Potem wyrzekać zaczął na Zakopane, na Tatry, na góry, skały, wodospady i górali, na wycieczki i niedorzeczne zachcenia kobiet, na turystów i Towarzystwo tatrzańskie, na Kasyno i restauracye — i na cały Boży świat. W ciągu tych gorżkich żalów, wspomniał kilka razy o pannie Róży, w sposób, który mi dał do myślenia i nasunął wniosek, że i ona w fatalnym musi być dziś humorze.
Pomimo obawy, jaką mnie przejmował zły humor panny »cioci«, wybrałem się jednak wieczorem do ich chaty, w nadziei, że zastanę u nich p. Adolfa i zasięgnę bliższych wiadomości o Antosiu.
W samej rzeczy, przyszedł p. Adolf w pół