Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/200

Ta strona została uwierzytelniona.

godziny może po mem przybyciu, a z jego zjawieniem się, poprawił się także humor cioci, która tym razem i na Bolesławie wywierała srogą zemstę za odegraną wczoraj na hali Pysznej komedyę. Bolesław odetchnął, a Ksenia starała mu się wynagrodzić wycierpiane męki.
Adolf, zasypany pytaniami, opowiadał w najlepsze makaronicznym swym językiem, gdy otworzyły się drzwi z drugiej izby i ukazała się w nich panna Józia. Blada, weszła chwiejnym krokiem, zbliżając się wprost do pana Adolfa i podając mu rękę przyjaźnie.
— Jakto, Józiu? wystałaś? — zapytała ją matka zdziwiona.
— Ach, mamo, tak nudno mi było leżeć!... Usłyszałam głos pana Adolfa i wstałam... aby się dowiedzieć...
Twarz jej oblała się bladym rumieńcem, który więcej jeszcze uwydatnił, jak bardzo zmieniła się i zmizerniała w ciągu jednego dnia.
— O panu Antonim zapewne? — uprzedził ją pan Adolf. — Tak bardzo się pani wczoraj przeraziła mojem opowiadaniem! c’est