Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/201

Ta strona została uwierzytelniona.

vraiment impardonnable de ma part, że pani opowiadałem o tym strasznym wypadku... ale nie wiedziałem, że pani taka wrażliwa...
— Jakże się ma pan Antoni? — przerwała Józia.
— Źle, bardzo źle... teraz wieczorem cokolwiek niby lepiej... Nadziei nie trzeba tracić, powiada doktor. Wszystko się robi, co można. Operacya odbyła się szczęśliwie. Po lekarstwo, bandaże, przyrządy chirurgiczne... posłaliśmy, telegrafowaliśmy do Krakowa. Nikogo do domu nie puszczamy, nikogo. Doktor zalecił przedewszystkiem ciszę i ciszę. Czuwamy nad nim dniem i nocą... j’ai passé la nuit sans fermer l’oeuil.
— O, pan jesteś bardzo dobry! — i podała mu rękę, którą on uścisnął i chwilkę małą zatrzymał w swej dłoni. Nie broniła mu tego, niebieskiemi swemi oczyma zdawała się go błagać z głębi duszy, aby i nadal równie »dobrym« pozostał dla Antosia.
Pan Adolf z całą naiwnością widział w tem tylko podziw dla swojej dobroci i szlachetności, i rósł w poczuciu próżności własnej. Odpowiadając na zadane mu pytania o Antosiu,