Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/203

Ta strona została uwierzytelniona.

szepnęła kilka słów Kseni, i oparłszy się na jej ramieniu, wyszła z pokoju.
Za jej to niezawodnie poleceniem, Ksenia, wróciwszy do nas, powiedziała przy pożegnaniu p. Adolfowi:
— A jutro przyjdzie pan znowu do nas i opowie nam co się dzieje z panem Antonim... nieprawdaż?
Nie trzeba było p. Adolfa namawiać, przyszedł nazajutrz, przyjaźnie witany, choć gorsze przyniósł wieści; przychodził co wieczora i dni następnych. Stan chorego to pogarszał się, to znowu polepszał nieco, ale w ogóle nie uległ ważniejszej zmianie. Było dni kilka, w których lekarze żadnej już prawie nie robili nadziei, potem niewyczerpana siła młodości nową wywołała reakcyę i znowu słaba nadzieja zabłysła. Przytomności jednak chory dotąd nie odzyskał.
Nastały słoty, — a jeźli słota nigdzie nie rozwesela, to już chyba w Zakopanem napawa większym smutkiem niż gdziekolwiek na świecie. Skoro deszcze się zaczną, mgła przysłoni nietylko góry, ale i przedgórza, tak zwane regle, i cała okolica przybiera pozór