Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/215

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przyszło mi na myśl zawczasu uchronić jego tajemnicę serdeczną, aby się nie dostała w niepowołane ręce, wtedy szczególnie, gdy Adolf obejmował nad nim opiekę.
Bezwłocznie udałem się do mieszkania, które zajmował Antoś przed nieszczęsnym wypadkiem. Powiedziano mi tam, że Adolf wczoraj właśnie kazał rzeczy Antosia zanieść do siebie. Udałem się więc do Adolfa.
Straż, niedopuszczająca nikogo do chaty Sierockiego, była już ściągniętą. Wszedłem niemeldowany do pokoju Adolfa.
Na podłodze stał otwarty kuferek Antosia, a p. Adolf, wyjąwszy jego teczkę, przeglądał ją właśnie w tej chwili.
Przywitawszy się, wykrzyknąłem, jakby zaskoczony niespodzianką:
— Wszak to kuferek Antosia!
— Tak — odrzekł p. Adolf spokojnie, zdziwiony moim okrzykiem.
— Jakto? i pan przeglądasz jego papiery?
— Tak jest, naturalnie, muszę przeglądnąć — odparł równie spokojnie jak pierwej.
— Ależ panie! wybacz pan, mnie się zdaje,