Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/219

Ta strona została uwierzytelniona.

we mnie. Miałem zawsze wrodzoną jakąś opozycyjną skłonność budzenia w sobie nadziei, gdy mnie otacza zwątpienie, — wątpienia, gdy inni sądzą, że szczęście pochwycili już za skrzydła. Nader często skutek na moją stronę szalę przechylił i spełnił nieprawdopodobne przewidywania — dobre lub złe. Któż wie? — pomyślałem — lekarze mogą się mylić.
— Lekarze mogą się mylić, — rzekłem — ja nadziei nie tracę. W każdym razie, o tyle polepszenie nastąpić może, aby sam zadecydował, co należy zrobić z jego papierami. Możeby i teraz zapytać go można?
Mais il est complètement fou! Obaczysz pan, sam się przekonasz!
— Czy wolno się z nim widzieć?
— Ach, wolno. Powiedzieli dziś doktorowie, że mu to nic już nie zaszkodzi, ani pomoże.
Wiadomość ta ciężej mnie jeszcze dotknęła. Świadczyła ona, że doktorowie najmniejszej już nie zachowali nadziei — a wiedziałem, że byli między nimi ludzie znakomitej nauki i sławy.