Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Adolf wstał.
— Dowiem się — rzekł – czy w tej chwili lekarz panu wejść pozwoli... Lekarz jest zawsze przy nim, zatrzymałem go, choć to się na nic nie przyda, aby nie mieć sobie nic do wyrzucenia. I odwiezie wraz ze mną chorego do Wiednia. Pojedziemy może pojutrze.
Wyszedł. W tej chwili głos mi jakiś poszepnął, aby korzystać z jego nieobecności i wyjąć z pomiędzy papierów Antosia, listy panny Józefy. Otworzyłem przymknięty kuferek i ukląkłszy na ziemi, zacząłem w nim szperać. Cała połowa kuferka była zapełniona bezładnie poskładanemi rękopisami, wypisami, listami.
Nie mogłem odszukać tego, na czem mi tak bardzo zależało.
Drzwi się otworzyły niespodzianie i pan Adolf zastał mnie przy tem zajęciu, klęczącego na ziemi przed kuferkiem.
— Ah! — rzekł niezbyt uprzejmym tonem — pan przeglądasz papiery.
— Tak jest — odrzekłem, o ile mogłem najspokojniej, niezaprzestając poszukiwań —