Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/224

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapanuj pan nad sobą — rzekł, dostrzegłszy zapewne silne wzruszenie z wyrazu mej twarzy.
— Nie obawiaj się pan, potrafię zachować taki spokój, jakbym był lekarzem.
Uśmiechnął się i z niedowierzaniem pokręcił głową.
— Pan nie wiesz co zobaczysz, jaką ujrzysz zmianę! Silnych trzeba nerwów... Czekaj pan, dam panu krople...
I pociągnął mnie ku stolikowi, na którym stała flaszeczka z kroplami laurowemi.
Wstyd mi było tych przygotowań i z oburzeniem odmówiłem stanowczo.
— Dziwne pan masz o mnie wyobrażenie! Nie jedną już widziałem okropność w życiu i obeszło się bez kropel. Zaręczam panu, że Antoś nie spostrzeże najmniejszego wzruszenia na mej twarzy.
Lekarz znowu się uśmiechnął.
— Ależ to nie o niego idzie. On nie spostrzeże, bo mało co spostrzega, a zresztą... jemu nic już nie zaszkodzi...
Zwróciłem się ku drzwiom. Lekarz wszedł pierwszy.