Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

mówić, głos mi uwiązł w gardle, dławiły mnie łzy, powstrzymane siłą woli.
Blaskiem jakimś rozjaśniła mu się źrenica. Widocznie nietylko mnie poznał, ale odczytał z mej twarzy wrażenie, jakiego doznaję. Roześmiał się i zaśpiewał studencką piosnkę:

O jerum, jerum, jerum,
Qualis mutatio rerum!
O jakiż ze mnie wielki kiep,
Gdy już wszystko postradałem,
Cała fortuna wzięła w łeb...

Śmiał się na całe gardło spazmatycznie. Śmiech ten brzmiał jak szlochanie.
— Antosiu! — wyjąkałem z trudnością, przystępując do jego łoża — Antosiu!
Uspokoił się po chwili i uścisnął podaną mu rękę.
— Jakże się dziś czujesz? — zapytałem — jak ci jest?
Rozwarł szeroko źrenicę, ślizgając spojrzeniem po powale, potem ją przymrużył, jakby co przypominał. Po dłuższej pauzie, zadeklamował wiersz Bohdana:

—  Dogorywam tak pocichu
I zagasnę bezpotomnie,