Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstyd mi było chorobliwej wrażliwości mojej, a poskromić jej nie byłem w stanie. Miałem takie uczucie, jakbym tego żałosnego a wstrętnego obrazu, nigdy już z przed oczu mej duszy uchylić nie zdołał, jakbym całe życie nosić z sobą był skazany tę strzałę, która swemi strzępami w ciele ugrzęzła i wyrwać się już nie da, chyba z ciała kawałem. Głosy i szmery wszelkie, które dolatywały mego ucha, choć najniepodobniejsze, wszystkie bez wyjątku, przybierały w mej świadomości akcenta do Antosiowych podobne i przypominały mi zgrzytliwe, rytmiczne intonacye deklamowanych przez niego wierszy.
Daleko odbiegły mi myśli. Starałem się wskrzesić w pamięci inne, dawno widziane, straszniejsze stokroć postaci rannych w lazaretach... sądziłem, że tem wspomnieniem wyprę z wyobraźni widok Antosia. Napróżno. Koloryt owych wspomnień, zabarwiał tylko tem silniej świeże wrażenie, które tak wstrząsło memi nerwami.
Pogoda była przecudna. Postanowiłem wyjść z domu i daleką, nużącą przechadzką wśród