Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/247

Ta strona została uwierzytelniona.

mował wiersze, niby z sensem jakim takim, ale od dwóch lat zupełnie nic nie mówi, nawet karmionym być musi gwałtem. Rozchylają mu usta i wlewają bulion. C’est horrible!... ale ludzie niereligijni zawsze tak kończą.
Niesłyszałem wprawdzie nigdy, aby miało to być losem niedowiarków, że im bulion gwałtem wlewają do gardła — i gdyby to nie o Antosiu była mowa, byłbym może na ten frazes niedorzeczny parsknął od śmiechu — ale tym razem przykrego doznałem uczucia: frazes pobożny p. Adolfa brzmiał tak, jakby chciał powiedzieć, że Antoś słuszną odbiera karę.
Spojrzałem na panią Adolfowę. Wyraz jej twarzy nie zmienił się wcale, snadź frazesy takie jej małżonka były dla niej chlebem powszednim. Rozmowy naszej o Antosiu zdawała się obojętnym być świadkiem.
Przez chwilę zapanowało milczenie po frazesie p. Adolfa. Chcąc dalszą nawiązać rozmowę, rzekłem:
— Nie wiem dlaczego go pan pomawiasz o niereligijność; nie znałem go z tej strony,