Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/249

Ta strona została uwierzytelniona.

wnem przejęciem religijnem... jaki to tytuł był Józiu?
Baczmaha...
— Baczmaha? — wykrzyknąłem, przypomniawszy sobie podrobiony na dyplomie pergaminowym memoryał.
— A tak, Baczmaha. No, ale profesor powiedział, że to tylko nieudana próbka naśladowania Edgara Poë...
— I cóżeś pan zrobił?
— A cóż miałem zrobić? Przechowywać tego archiwum nie mogłem, bo mogłoby się było jeszcze w złe ręce jakie dostać. Spaliłem.
— Jakto? spaliłeś pan! wszystko?
— Spaliłem — odrzekł spokojnie, zdziwiony nieco gwałtownością mego wykrzyku. Widocznie nie pojmował nawet, aby mu to mógł kto brać za złe. Wszak ja sam mu doradzałem, aby nie przezierając, spalił papiery Antosia.
Spojrzałem na panią Józefę, na jej bladej twarzy ani jeden nerw nie zadrgał. Ani łzy żalu w oczach, ani przelotnego nawet błysku oburzenia. Patrzała bezmyślnym wzrokiem na męża, tak jakby on o najobojętniejszym dla niej mówił przedmiocie.