Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/252

Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawości budziła się ze snu prawie co nocy z krzykiem okropnym, zupełnie odchodząc od zmysłów z przerażenia...
Pani Adolfowa w ciągu tej rozmowy nie odezwała się ani słowem, tak jakby to nie o niej mowa była. Obojętnie patrzyła przed siebie na spacerujące po deptaku elegantki, podnosząc czasem do oczu lornetkę. Ani śladu wzruszenia lub zainteresowania nie dostrzegłby nikt na jej twarzy.
W kiosku, naprzeciwko naszego stolika, dyrektor orkiestry Tomaschek z batutą w ręku zajął miejsce dyrygenta.
Zabrzmiał słynny marsz z Proroka.
Rozmowa się przerwała.
Słuchając muzyki z roztargnieniem, napróżno starałem się w duszy rozwiązać zagadkę, jaką dla mnie tworzyła ta szczególna para.
— Zapomniała? czy marzy o nim ciągle? Co przeważyło szalę w jej postanowieniu, co ją skłoniło, aby oddała rękę Adolfowi? Czy kocha go dzisiaj, czy też czuje się nad wyraz nieszczęśliwą niewolnicą? cierpi strasznie, czy już zdrętwiała od bolu i zobojętniała na wszystko?