Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/255

Ta strona została uwierzytelniona.

listy, srebrny jak dzwonek śmiech Kseni, który do późnej nocy usnąć nam nie dawał.

Ściemniało i nic już więcej w liście Bolesława wyczytać nie mogłem. Pospieszyłem do mego mieszkania, które na przeciwnym końcu osady się znajdowało.
— A więc Ksenia już nie żyje! — powtarzałem w myśli — ale jakież to drugie nie-