Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/263

Ta strona została uwierzytelniona.

wietrzony. Na pierwszy rzut oka, przekonałem się, że biedny Antoś otoczony jest wszelkiemi wygodami i godną uznania pieczołowitością.

Siedział w dużem poręczowem krześle, w długim szlafroku; nogi miał podparte stołeczkiem. Ramiona z poręczy zwiesił bezwładnie, głowę przechylił naprzód, brodę opierając na piersi, w ziemię patrzył bezdusznie. Nie spostrzegł mojego wejścia, czy nie zwrócił uwagi.
Pochwyciłem go za ręce, ściskając je w mych dłoniach i przechyliłem się w taki sposób, aby twarze znalazły się wprost naprzeciw siebie, a on koniecznie na mnie patrzeć musiał.
Patrzał — nie widział.
— Antosiu! — wołałem — czy poznajesz