Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/265

Ta strona została uwierzytelniona.

siliśmy zaraz i nie stało się żadne nieszczęście, ale wtedy zauważyłem niezwykłe obudzenie się jego przytomności. Krzyknął i przydusił nawet ramieniem płonącą na szlafroku plamę.
— I długo trwało to oprzytomnienie?
— Może z pół minuty. Przekonałem się potem, że zawsze blask nagły w ciemności zwraca jego uwagę i przyprowadza na chwilkę do świadomości.
— A niezwykły dźwięk jakiś, krzyk, muzyka?
— Wątpię. A nawet on mało co słyszy. Ślepnie i głuchnie. Na lewe ucho, jak się zdaje, ogłuchł zupełnie. Zresztą niech pan spróbuje.
Przyłożyłem usta do prawego jego ucha i krzyknąłem na cały głos moje nazwisko. Antoś nie dał najmniejszej oznaki, że słyszy.
— Czy pan koniecznie pragnie, aby pana poznał? — zapytał dozorca.
— Pragnąłbym tego.
— Wszakże on rozmawiać z panem nie będzie, na cóż więc to się przyda?
Uwaga była słuszną.