Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/267

Ta strona została uwierzytelniona.

Niemiec wrócił z flaszeczką amoniaku. Wyłuszczyłem mu mój plan.
— Dobrze — powiedział — spróbujmy. To mu nie zaszkodzi.
Przechyliłem w tył głowę Antosia i zatykając mu usta chustką, podsunąłem jednocześnie pod nos otwartą flaszeczkę.
Zmuszony w ten sposób do wciągnięcia powietrza nosem, odetchnął Antoś ostrą i trzeźwiącą wonią, a w tejże samej chwili Niemiec uderzył nad jego głową w improwizowany tamtam.
Drgnął.
Z jego twarzy, spojrzenia, ruchu muszkułów, widne było, że się ocknął. Wzrok utkwił we mnie z wyrazem zdziwienia i zdawało mi się, że mnie poznał.
— Poznajesz mnie? — wrzasnąłem mu do ucha.
Głowę przechylił w dół ruchem potakującym na piersi, poruszył ustami, ręką zrobił gest jakiś, który mógł oznaczać: »Wszystko przepadło marnie!« albo »co za nieszczęście!« lub coś podobnego.