Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

z szybkością rozpędzonej lokomotywy, zasłaniając nam chwilami widok najbliższych nawet przedmiotów, to znowu odchylały nagle zasłonę, to z tej to z owej strony odkrywając nam na kilka sekund dalekie widnokręgi oświeconych słońcem obszarów.
— Cudowny widok! — zawołałem zachwycony.
Ale mój towarzysz nie zachwycał się wcale.
— Nic osobliwego — rzekł, zapalając lontem papieros. — Wydaje się pięknem zawsze to, co tylko chwilkę widać i gdy przypatrzeć się niema czasu. To tak jak panna w walcu. W domu inaczej się wyda.
— Oho, młodzieńcze! tak młody i tak już jesteś rozczarowany?
— Pfiu! — bąknął pod nosem.
Piargi ci się lepiej podobały?
— Oczywiście! tam człowiek próbuje elastyczności swoich nóg i za każdym krokiem staje wyżej. A tu co? Widzi, że wyżej wyjść już nie można, chmur rozpędzić nie można, ani wiatru uchwycić za czuprynę. Trzeba założyć nogi pod siebie i czekać cierpliwie, dopóki nie łaska panu reżyserowi podnieść