Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/40

Ta strona została uwierzytelniona.

stawiał się oku jakby miniaturowa pieczara gnomów lub koboldów i nasuwał słuszne przypuszczenie, że po ulewnych deszczach zdrój ten bywa bez porównania obfitszym, a strumyczek w duży strumień się zmienia. Tymczasem po dwutygodniowej słocie zdrój wysechł.
Wyciągnąłem binokle i skierowawszy je w tę stronę, przekonałem się, o ile mi wyskok skały widoku nie zasłaniał, że istotnie strumyka niema tam ani śladu. Zauważyłem natomiast, że wspomniana pieczara przed otworem w skale, znacznie się rozszerzyła.
— To tak jak w Tomanowej, — zawołał Antoś, — tam także jest jaskinia, z której czasem duży strumień wybucha przez czas niejaki, a potem lata całe ani kropli wody.
Rozglądał się teraz w całem tem, suchem teraz łożysku strumienia, szukając skamieniałych kości. Po chwili rzekł, wsuwając głowę w głąb otworu:
— Przez te wrota można się tam wcisnąć do tej koleby. Dość obszerna. Dwóch chudych pokutników mogłoby się tam zmieścić... na klęczkach, z pochyloną głową... ale takich