Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

matematyczną, gdy zwrociła moją uwagę nagła cisza, która nastała w jamie, zkąd Antoś przed chwilą z takim zapałem wyrzucał rumowisko. Zawołałem na niego raz i drugi — żadnej odpowiedzi.
Zaniepokoiło mnie to zrazu, w krótce jednak przyszło mi na myśl, że zapewne udało mu się owym wązkim kurytarzykiem przepełzać w głąb pieczary, gdzie go głos mój nie dochodzi.
Zapaliłem papierosa, zajęty obliczaniem prawdopodobnych wymiarów ścieżki i projektowanej liny. Cisza jednak po tamtej stronie przepaści trwała zbyt długo i niepokój mój wzrastał.
— Antoś! — wołałem całą siłą głosu, — Antoś!...
Nie odpowiadał. Tylko głos mój własny, odbijając się o turnie, powracał do mnie wielokrotnem echem.
Co tu robić? Co się z nim stać mogło? Przychodziły mi na myśl różne zdarzenia przy zwiedzaniu jaskiń, o których mi opowiadano. Może wcisnąwszy się w jakąś wązką dziurę, wydobyć się nie może? Może wpadł