Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

rystyczny, z jakim się zbliża zwykle wicher halny.
Oprócz wiatru, nie słyszę nic zgoła. Krzyczałem i wołałem raz po razu — wśród wichru i głos mój teraz rozlegał się inaczej, i nawet echo stłumione, już zaledwie wracało do mnie.
Spojrzałem na zegarek, byłem pewny, że minęło już najmniej pół godziny, a to może minęły dwie minuty zaledwie, które mi się tak nieskończenie długiemi wydały. Tu idzie o życie tego młodzieńca, każda minuta rozstrzyga może o życiu i śmierci!
Kląłem wszystkim wycieczkom w góry, turystycznym imprezom, wszystkim górom, skałom i jaskiniom. Bezradny siedziałem na odłamie skały, ukrywając twarz w dłoniach.
— Wiwat! zwycięztwo! — rozległ się nagle okrzyk i ocknąwszy się, ujrzałem Antosia wyłażącego z nory.
Aż mi serce głośno zakołatało w piersiach!
Powiewał ku mnie radośnie kapeluszem i pokazywał mi jakiś przedmiot trzymany w drugim ręku.