Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.

może daleko cenniejszego, sam nie wiem co to jest!
— Cóż takiego?
— Nie wiem. Obaczysz!
I spojrzawszy na drogę, jaka go teraz czeka, dodał:
— Bylem się tam przedostał... przez ten most Alzyratu.
— Słuchaj, Antosiu! wymyśliłem sposób bezpiecznego przejścia dla ciebie. — I tu wyłożyłem mu mój projekt sporządzenia ratunkowej liny z mego odzienia i bielizny.
— Co?... jak? — pytał, niemogąc dosłyszeć z powodu gwałtownego wichru.
Podniosłem głos i wyłuszczyłem mu mój plan szczegółowo.
Antoś przysiadł na skale, chwycił się oburącz za boki i tarzając się po ziemi, zanosił się od śmiechu.
— Jakto? chachacha! a ty tymczasem tam na skale w stroju leśnego satyra... jak bożek Pan... chachacha!
— Tu niema się z czego śmiać — odburknąłem zniecierpliwiony, — tu idzie o życie!
— A jeźli jakie towarzystwo turystów wy-