Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

chęcią uratowania towarzysza. — Czemuż nie chcesz się zgodzić, abym skręcił tę linę ratunkową, o której ci mówiłem! Nie przeczę, że mogłaby się rozedrzeć, gdybyś całym zawisł na niej ciężarem, ale jeźli jej się tylko będziesz trzymał, idąc ścieżką, to się ciężar podzieli i może się ścieżka pod tobą nie oderwie od skały...
Antoś wpadł znowu w najweselszy humor i śmiał się do rozpuku.
— Co ci się śni! Nawet długość twoich sukien nie mogłaby na taką linę wystarczyć... Gdybyśmy mieli pledy, to może...
— Pledy! pledy! — zawołałem uradowany tym pomysłem, jakby mi kto życie darował — wszakże mamy z sobą pledy! zostawiliśmy je z naszemi torbami na szczycie góry. Polecę po pledy i wrócę. Za dwie godziny najdalej, będę tu z powrotem.
— A dobrze, dobrze, idź po pledy — odpowiedział wesoło.
Nie czekając, zwróciłem się w górę, nie idąc, ale nieledwie biegnąc. Taką uczułem ulgę w sercu, taka we mnie wstąpiła otucha, że zdwoiły się moje siły i w tej gonitwie po