Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/58

Ta strona została uwierzytelniona.

obrawszy drogę, szybszy w nogach odemnie, prędzej dobiegł do celu.
A ja się o niego niepokoiłem, a ja tak wytężałem siły, aby jak najprędzej przybyć mu z pomocą!
W pierwszej chwili śmiesznym zawrzałem gniewem, ale chwila ta nie trwała dłużej od mgnienia błyskawicy i ustąpiła uczuciu wielkiej i serdecznej radości.
Utraciwszy jednak bodziec moralny, który mnie krzepił dotąd i podtrzymywał moje siły, uczułem się nagle tak znużonym i wyczerpanym fizycznie i moralnie, że zaledwie zdołałem się dowlec do kosodrzewiny, a doszedłszy, rzuciłem się jak kłoda na trawę. Dychając ciężko, z przymkniętemi oczyma leżałem na wznak, rozkrzyżowawszy ramiona. Nie byłem w stanie ani słowa przemówić, gniewać się, ani cieszyć.
Antoś zauważył widocznie moje znużenie. Zwinąwszy pled w wałek, podłożył mi go pod głowę, zwilżywszy winem chustkę, otarł mi czoło i pełną nalawszy czarkę, klęknął przy mnie i rzekł:
— Napij się wina, to cię pokrzepi.