Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

rękę lub nogę, zdjął buty i szedł boso. Bosą nogą uczepi się każdej chropowatości, z którejby but się ześliznął... Przyszło mi to wszystko na myśl, po twem odejściu. Otóż zdjąłem buty i zacząłem przełazić po skale nad samą ścieżką. Korzystałem także z twej uwagi, aby walącej się ścieżki nie obciążać całym ciężarem i gdy jedna noga była na ścieżce, drugą opierałem zawsze na jakiejś wypukłości skały. A palce rąk tak wciskałem w szczeliny, że mam teraz uczucie, jakbym ze stawów powyciągał. Najciężej było, gdy się ścieżka podemną oberwała! Czy słyszałeś huk? Sądziłeś pewno, że to ja runąłem w przepaść? Aż zadudniało na dole, a kamienie rozbijały się z takim trzaskiem o turnie, jakby cała rota peletonowym ogniem prażyła. To się nie da opisać jak to wyglądało, gdy mi z pod nóg nagle cała prawie runęła ścieżka, ile to naraz tych kamieni warcząc w powietrzu i ile tej ziemi posypało się na dół... Ale to najgorsze, że mi wtedy but wyleciał z kieszeni...
— No i cóż dalej?
— Skała w tem miejscu już nieco mniej stroma. Drapałem się więc pazurami jak kot