Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

w górę, nie patrząc wcale na dół. Pierwszy raz w życiu doznałem coś podobnego do zawrotu głowy... Nigdy nie rozumiałem, gdy inni o tym zawrocie opowiadali, teraz wiem jak to bywa. Pal djabli, to bardzo nieprzyjemnie!... No, otóż tak drapiąc się w górę, doszedłem do przełęczy między dwoma turniami, powyżej tego zakrętu skały, gdzie ty siedziałeś. Tam już była wygodna perć, okrążająca wyższą turnię i wiodąca w górę. Wyprowadziła mnie aż na zbocze z tamtej strony i tak prędzej od ciebie tu dobiegłem... Ty bo zresztą idziesz pod górę jak dziad na Kalwaryą i co kilka kroków odprawiasz stacyę, na której musisz się nawzdychać i nakwękać. Mnie tchu nie braknie i płuca mi się nie męczą... ho, hop!... ho, hop!... ha, haoi!
Próbował siły swych płuc.
— No dobrze — rzekłem, dogryzając kawał chleba z serem — ale powiedz, cóż tam w twojej jamie znalazłeś tak osobliwego, coś mi z okrzykiem tryumfu pokazywał zdala?
— A prawda!... Otóż widzisz, w tym zaczarowanym pałacu królowej gnomów i koboldów, jest najprzód przedsionek, tak wy-