Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili nie umiałem sobie zdać sprawy. Karzeł? czy kretyn, gnom jakiś potworny?
Ubrany w serdak, w kapeluszu na głowie, twarz miał śmiertelnej bladości. Prawe ramie wyciągnięte jak drogoskaz, lewem bok podpierał. Z pod ubrania, sięgającego aż do ziemi, wyglądał but.
Poznałem to szare ubranie i ten kapelusz: Antoś wetkniętą w ziemię ciupagę ubrał w mój serdak i w surdut, wypchał kosodrzewiną i nakrył moim kapeluszem. W prawym wyciągniętym rękawie umieścił grubszą gałąź, a twarz urobił z papieru. Dwoje w niej ogromnych oczu, to były dwie szyszki. Z pod ubrania wyglądał but, który mu pozostał z przeprawy nad przepaścią. Do kapelusza przymocowana była kartka z temi słowy: »Wrócę za pół godziny«.
Wrócił w niespełna dziesięć minut, zgrzany, zziajany, jakby całe Tatry zbiegał.
— Gdzieżeś był? — zapytałem.
— Masz wodę! zimna jak lód! — i podał mi przyniesioną butelkę.
— Dziękuję ci. Ogromne mam pragnie-