Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

kiejże samej gliny. Bezwładny, tylko w kręgu pacierzowym i w ramionach miał jeszcze władzę.
Ogarnęło go niewypowiedziane przerażenie i trwoga. Czuł, że mu włosy stają na głowie. Zdawało mu się wówczas, że chwila dopiero upłynęła od zapadnięcia się w przepaść. Cały czas, przez który był pogrążony w bezprzytomności, nie istniał wcale dla niego, nie zostawiając śladów w umyśle.
— O Matko Najświętsza!... O Jezu Nazareński! — wołał raz po razu i wzywał imię swego patrona.
Zebrał całą przytomność i zaczął rozmyślać nad środkami ratunku. Towarzysze jego, których był opuścił, nie mówiąc dokąd idzie, nie spostrzegli jego nieobecności i w trwożliwym popłochu spieszą naprzód, aby co prędzej stanąć na ziemi bezpiecznej. Skoro się obaczą, że go między niemi niema, nie nałożą głową aby się wrócić po niego, tem bardziej, że nie wiedzą, gdzie go szukać i przypuszczać będą niezawodnie, że zginął od kuli nieprzyjacielskiej. Daleko już być muszą, a z tej niezgłębionej przepaści, gdzie nawet promyk świa-