Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

przetrwałem, jak słup żywy wmurowany w ziemię, o tem nie wiem zgoła. W tej jednakiej zawsze ciszy grobowej, przerywanej tylko głośną modlitwą moją i westchnieniami, czasu nie liczyć. Nadstawiałem nieraz ucha, czy mnie głos jaki nie doleci i raz tylko jeden wiem na pewno, że słyszałem grzmoty Boże, bo i góra cała się trzęsła. Ale czasem, gdy kończyłem modlitwy moje, to zdawało mi się, że zanim wyrzekłem słowo »Amen!« już je czyjeś usta wypowiedziały szeptem zaledwie dosłyszalnym, a tak cichym, jak najmniejszej muszki brzęczenie. Raz jeden nawet zapytałem: »Kto tu jest?« ale żadnej nie dosłyszałem odpowiedzi. A nie będąc z natury skłonnym do urojeń bujnej fantazyi, ale biorąc rzeczy wszystkie zdrowo i trzeźwo, wiedziałem, że to brzęczenie, które mi się słyszeć zdawało, gdy skończywszy modlitwę, zatrzymałem się przed słowem »Amen«, nie jest to ludzki głos, bo zkądby się tam wziął człowiek? i nie jest głos anielski, bo gdyby Stróż anioł modlitwie mojej chciał domówić koniec, toby głośniej i wyraźniej przemówić potrafił. Wiedziałem, że to odgłos moich wła-