Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

wielki na tę myśl. I powiedział sobie: nóg twoich dyby te nie puszczą i nie masz siły, aby je wyciągnąć, ale zdrapałeś już paznogciami tyle gliny ze ściany twego więzienia i urabiasz z niej gałki i rzucasz w strumień, aby posłyszeć miłe pluśnięcie wody, czemużbyś nie miał skubać ziemi z pod siebie i rzucać ją precz, abyś z czasem nogi swe uwolnił?
Zabrał się tedy do pracy wielkiej a ciężkiej, bo ruch każdy i przegięcie ciała niewypowiedziane sprawiało mu męki. Pomocy boskiej wzywał i pracował, pracował dni i noce, a z trudu i bolu pot kroplisty spływał mu z czoła po twarzy. Jęczący pracował i odmawiał godzinki.
I trwało to długo, może miesiące, może lata całe.
Ale w miarę jak większy wkoło siebie dół odgrzebał, ciężarem swoim uciskana glina, od tej strony gdzie wznosiła się pochyło ku górze, a po której zapewne on sam w przepaść się zesunął, usuwała się i ulegała znowu i w jednym dniu niszczyła, nad czem on miesiące pracował.
On jednakowoż pracował dalej, jak ów ho-