Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/112

Ta strona została przepisana.

siła nie może go utrzymać w jednym miejscu, on jest bowiem uosobieniem czegoś, co jest naturalne, nieskrępowane, czyli głupie. A my tylko myślimy. Jest to brudna czynność. Niewolnicza, i polega na naśladowaniu. Stąd tak bardzo nas smuci wszystko, co rządzi sobą bez naszej myśli. Myślimy o tym, lecz tamtego nie możemy odgadnąć. A on? Co robi? Jak złoty robak idzie daleką ścieżką i zaraz nam zniknie z nie widzących oczu. Wtedy ogarnia nas lęk. Nie będziemy już widzieć złotego robaka. Zaczynamy go kochać. W naszych myślach. Jest ich za mało. Sprzedajemy wszystko, co najdroższe, zastawiamy u wszarza. Łachmaniarz brudnymi palcami obmacuje nasz honor i godność, dostajemy w zamian chitynę, gasimy mózg, i patrząc w złoty piasek ruszamy po ścieżce w jego drogę.
Pomimo fetoru nafty, który bił od ziemi, w powietrzu panowała zielona miękkość. Zza beczek oleju odzywały się świerszcze.
Benedykt wykonał czwartą linię obchodu i wszedł do budki wartowniczej. Sięgnął ręką za szafkę z opatrunkami i wyjął tom Rickerta: „Der Gegenstand der Erkenntnis”. Filipowi potrzebne były jedynie nazwiska.
Podkręcił światło lampy naftowej, otwarł książkę na zakładce, zdjął czapkę, uwolnił z obręczy głowę. Nie lubił Schyllinga. To prawda, że z początku wybrał Rickerta tylko dla dźwięku tego słowa. Dla samego brzmienia.
Brzmi także pięknie: Pianta.
Odłożył książkę.
Filip miał jakąś przewrotną rację. Która mogła wyglądać tak: jeśli podtruje się otoczenie, zamiast obrazu wystąpi widmo życia, w myśl życzenia.
Przypomniał sobie karteczkę, wyjął ją z kieszeni. Nie zamierzał czytać, tylko przyjrzeć się pismu. Gdy już miał w ręce, spojrzał na początek listu i odczytał kilka zdań. Ledwo pojął ich treść, włosy zjeżyły mu się na głowie. Przeczytał raz jeszcze początek. Pisała przyjaciółka do przyjaciółki, zwyczajnie, poufnie, bez skrępowania. Nie podejrzewał takiej prostoty w wyrażaniu faktów. Spojrzał na podpis w zakończeniu, była tylko litera „E”. Wyobraził sobie, że list ten pisała, mogła napisać, nikt inny nie mógł tak pisać i tak myśleć, do tego trzeba tak wyglądać i nic nie mówić — mógł to być tylko list Filigranowej. Czy to możliwe? Był to zle-