Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/122

Ta strona została przepisana.

jest bronić każdej kromki chleba na swym stole. Postanawiał kiedyś stawać w obronie brzydkich, widzieć w nich inne piękno, jeszcze piękniejsze. A wiersz napisał o Filigranowej.
Nachylił się:
— Elizo — powiedział jej w oczy. — Elizo!
Miała rozpromienioną twarzyczkę amorka, któremu barbarzyńca strzelił śrutem w oczy. Miała twarz uratowaną spod deszczu trującej rosy, która obeschła...
Usiadł do stołu. Gdyby ludzie, siedząc naprzeciw siebie, zamiast mówić, myśleli naprzeciw siebie. Szli sobie w myślach naprzeciw, krążyli wokoło siebie i domyślali się treści milczącej rozmowy? Pierwsze słowo było katastrofą między ludźmi.
Siedział, pozwoliła mu myśleć, lecz gdyby wiedziała? Zezwalała na ciszę.
Zaczął rozmawiać, gdyby wiedziała, jakie w tej chwili, rozmawiając z nią i wygłaszając puste zdanie po zdaniu — jakie równocześnie rozważa sprawy?
Przypomniał to, co najbardziej lubiła: moment ich pierwszego spotkania. Robił to dla niej. Przypomniał ulicę, zaułek i co ona wtedy mogła myśleć, i jak on ją zobaczył, i to, że jakże to było urocze, nadzwyczajne i zupełnie ponad spodziewanie — rzeczywiście było niezwykłe i jak gdyby romantyczne — i że ona myślała, że on... a on myślał, że ona... i jak to on, nie wstydząc się, wziął kosz na ramię — bardzo się wstydził — i że nie zapytał nawet, co jest w tym koszu — nie zapytał i teraz, myśląc o czym innym. A także jednocześnie, i niech to jedno zostanie tajemnicą, pomyślał, że może niosła zwłoki zamordowanej dziewczyny, tej, która jemu była przeznaczona? Kosz był ciężki, podwójnym ciężarem, tak jak nabiera wagi człowiek martwy... Folgował sobie w naiwnych domysłach, żeby tylko były... Ważył elementy, które w sprawie z Filipem same wpadły mu w ręce, jadł marynowaną cielęcinę i dla podłużenia pustych zdań dokładał chrzanu, chrzan łzawi oczy, patrzył na Elizę, czuła jego spojrzenie, odpowiadała uśmiechem, białymi, wypranymi palcami podsuwała chleb, za plecami trzypokojowe ciemne mieszkanie otwierało skrzypiące skrzydła — czemuż ta cnota — myślał — nie ma jakiejś nalewki domowej? Miał sposób snucia podwójnej myśli, reagował przytomnie i uczciwie na wszystko, co ona mówiła, i pod spodem