Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/201

Ta strona została przepisana.



Pomnik chłopca

Poszedł do szklanego pokoiku Pianty, załatwiała bilety, zawsze koleżeńska i usłużna, chciał szybko, żeby nie nawiązywać, lecz się nie obeszło, obluzował się kran wspomnień, jeśli Wereszczyński nie skłamał, już o niej wiedział, nie miał nawet czasu pomyśleć o tym. — Ojciec pana — powiedziała wstając na przywitanie — był moim przyjacielem. To był wielki człowiek. Nie sposób dzisiaj nawet wymyślić takich szczytów łajdactwa. Lecz jakiego łajdactwa? Od serca i z wdziękiem. Kobiety przed nim na kolana. Wspominam go i wspominam, byłam wtedy skromną dziewczyną i jakże głupią! Zna pan taką historię o psie? Nie zna pan? O psie, którego niechcący zamknięto na noc w spiżarni pełnej szynek i kiełbas? Pies był z charakterem. Nie tknął niczego. Lecz rano posadzka w spiżarni cała była mokra od śliny. Byłam takim psem, gdy dzisiaj wspomnę, dzięki pana ojcu. Zamknął mnie swego czasu na noc w wielkim, bezludnym mieszkaniu, przepełnionym kosztownościami, które odziedziczył, sam poszedł, a mnie kazał, biedna byłam jak mysz kościelna, w wielu, wielu pokojach uporządkować to wszystko i przeliczyć. Ileż tam było futer, toalet, złota, perfum i pereł? Pełne szafy. Otwierałam szuflady i liczyłam przez pół nocy. Rano znalazł mnie zemdloną. Zatrutą do nieprzytomności łakomego serca tym nieprzemierzonym bogactwem. Znalazł mnie zwiniętą w kłębek na dywanie. Kazał sobie zabrać, co tylko uniosę... A bogactwo roztrwonił“ Rzucił w błoto. Niechże pan tylko — roześmiała się — dziś tego nie opowiada. Ja tylko panu. Już sama nie powtarzam, bo nikt nie zrozumie... Tak mi się przypomniało, gdy zobaczyłam pana wczoraj i pomyślałam, czy nie jest pan przypadkiem synem mojego wielkiego przyjaciela o złotym sercu? A jak pił? Jak się umiał bawić? No dosyć! Jeszcze by pan co złego pomyślał? Gratuluję panu wspaniałego ojca.