z najwyższą ochotą i byłbym zrozpaczony, gdyby fałsz ustał.
O grze niezupełnie powodowanej świadomością. Jak i niezupełnie z powodów, które podawała do wierzenia. O oszustwie, z którego częściowo zdawałem sobie sprawę, cały czas, więcej aniżeli ona sama.
Piszę to na widoku jej oczu, w pracowni rzeźbiarskiej, gdzie mnie umieściła. Widzi, że piszę, nie zapytuje, nie popełniam więc niczego karygodnego, bo gdyby zapytała, odczytałbym, z lekutkim zaledwie zażenowaniem.
Nie sądzę o niej źle, sądzę trzeźwo, nasza trzeźwość zderzyła się wzajemnie.
Uruchamiam tajne archiwum, wielu z nas je prowadzi. Pani Felicji poświęcę nie wyżej, jedno zdanie. Nie z braku czasu i siły, nie z innego jeszcze powodu, tylko z grzeczności. Zawsze bowiem starałem się także szanować fałszywą grę, płynącą z teoretycznego podburzenia, które zastępuje dobrą wolę, i z innych powodów, mniej szlachetnych. Zawsze szanowałem, jeśli tylko płynęła z pobudek, które odróżniają gracza od owcy. I z ludzkich biednych zabiegów, aby utrzymać się na powierzchni ziemi.
Tak więc chronologicznie po kolei:
Skłamałem, nieprawda, nie okradłem mojej starej dobrodziejki, sprzedałem zegarek pewnemu kaznodziei. Nie krzywe brzózki na deszczu, lecz świadkowie Jehowy mnie nastraszyli. Przez nich też zostałem wyrzucony z domu. Był to początek końca.
Niedługo przed moją ucieczką przyszli do mnie, schludny mężczyzna o poczciwej twarzy, ze schludną córką, uczennicą szkolną, o twarzy dewotki, która miała jednać tych, co poszukują goryczy i ciemności. Grzeczni, przywitałem ich także grzecznie, wchodzili niepewni, odetchnęli, miałem oto przed sobą ludzi, którzy wierzą naprawdę, mogłem łatwo zrobić z nich durniów, lecz wysłuchałem z szacunkiem, oczywiście ani przez chwilę nie wierząc w mądrość tego biedaka. Ale chciałem uszanować jego trud i misję, podsunąłem krzesło, chciałem zobaczyć w nim godność i odwagę, herbaty odmówił, ostrzegłem, że nie wierzę, ale nie wyśmiewam, szanuję przekonania, zrobiłem wrażenie człowieka zacnego, błysnęła im nadzieja. Więc brat misjonarz zaczął swoje, wygłosił przemówienie wstępne. Oparte na proroctwie. Znamy to, wiemy, czym się ćwierćinteligenci traktują — kwaśnym i zeprzałym — znamy
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/210
Ta strona została przepisana.