Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/228

Ta strona została przepisana.

lecz w towarzystwie osoby zainteresowanej. W jakim stopniu? Kim była? Całe życie, wszystko wokół mnie zaczynało się nierealnie. Dziś jeszcze czekało mnie kilka przykrych niespodzianek. Miała lat dwadzieścia cztery, była historykiem sztuki i osobą wpływową. Wynikało to z jej odpowiedzi na moje pytanie. Liczono się z jej opinią, tak zakomunikowała; wszystko jest możliwe. Obiecała zjednać opinię innych osób znacznych. Nie mogłem lekceważyć nawet częściowej nieprawdy, jeśli w tym oświadczeniu się kryła. Była przy tym, jak dodatkowo wyznała, lektorem w miejscowym wydawnictwie, w dziale esejów. Oto moje niewiarygodne szczęście! W najgorszym zaś wypadku, oświadczyła, rzecz będzie zdeponowana w archiwum i prędzej czy później ujrzy światło dzienne. I to nie było do pogardzenia. Wracając do swej osobistej opinii powiedziała, że ręczy za nią, chociaż przeczytała zaledwie pół strony, lecz w tych wypadkach oko ma nieomylne. Przekonałem się natychmiast, że nie miała powodu kłamać. — Wredniutkie to — rzekła otwarcie, mówiąc o Teorii — ale proszę bardzo. Znajdzie pan zwolenników. Gatunek ten akurat jest poszukiwany. Dzisiaj teoryjki w sztuce są modne — rzekła dość lekko: — strzelił pan dziesiątkę. Jak w kaczą dupę — użyła tego słowa, aby mnie przekonać. — Demaskuje pan najbardziej skryte motywy ambicji ludzkiej i daje przykłady na samym sobie, jest to strzał, aż piórko wyrczy. Istnieje dzisiaj potrzeba — wzięła mnie pod rękę prowadząc schodkami w dół ku bulwarom — potrzeba zastrzyku ze strychniny, z doskonałego świństwa, które zabija wszystkie inne. A może ja przeceniam. Ktoś opisał, nie wiem kto, znudzonego życiem staruszka, który stał w bramie burdelu i nie miał ochoty ani wejść, ani odejść, stał absolutnie zniechęcony do wszystkiego, gdy nagle burdel zaczął się palić. Wtedy apatyczny staruszek nagle się ożywił, skoczył jak ryś i zaczął wynosić meble. A nawet w gorączce ratowania, tak jak pan Rousseau, oknem z pierwszego piętra wyrzucał na bruk lustra.
Jakaś przypowiastka? Nie pierwszy raz na siłę wkręcała fragmenty nieprzyzwoite. Chciała mnie zgorszyć?
— Po drugiej wojnie światowej — mówiła dalej z wielkim, nad wiek rozsądkiem — wszystko zostało pogrzebane. Urwał się ciąg kultury, wspomina pan o tym. Z dna wybebeszonej ziemi wyrastają pierwsze bezkrwiste grzyby. To my. Myśl nasza jest o kon-