Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/234

Ta strona została przepisana.

Podbiegła, przykucnęła przed jednym i wzięła jego głowę w ręce, a potem objęła za szyję:
— Uwielbiam dogi! — zawołała.
Dog przysiadł na tylnych łapach i dał się głaskać. Mój lekarz w poprzek trawnika doskoczył do nas jak furiat; psy miały być „groźne”.
I są groźne, stwierdził, oburzony. Pamiętałem, że wszystko, co miał, było najdoskonalsze i objęte tą umową.
Odwołał psy, a mnie poprosił na bok. Drobny ten incydent długą chwilę nie pozwolił nam przyjść do słowa. Prowadził mnie w głąb ogrodu, nawet za rękę, wzrok miał pytający, milczał.
— Skąd? — wykrztusił. — Kto? — tłumił wzburzenie. Na myśl mu nie przyszło, że może to być moja wnuczka. Zawsze u niego występowały najpierw arier pensy. I nie czekał na odpowiedź z którą, wobec tego, także się nie kwapiłem. Teraz już byłem winowajcą, przerażającym, rozpustnym starcem. Najwidoczniej szarpnęła doktora zazdrość.
— Pan źle skończy — rzekł zupełnie serio, tracąc poczucie rzeczywistości. Bez słowa wróciliśmy do Felicji. Przedstawiłem ją i chciałem wyjaśnić.
Wtedy ona, nie uprzedzając mnie, poprosiła go o chwilę rozmowy. Rozumieć należało, na boku i poważnej.
Poszli więc alejką wprost, patrzyłem za nimi, psy legły na piasku.
Szli obok siebie, zgodnie, mówiła coś, słuchał, pochylał do niej głowę, mówił dużo, ostrzeliwała go słowami, idąc zaczynał balansować nogami, tracił więc awanturniczy rozmach, a ona lekko zabiegała mu drogę. Gesty miała z przyciskiem i serio. Teraz jej zabalansowały nogi, zwyciężała, nagle przystanął. Teraz on mówił, układ bródki łagodnie rozdzielał klinem światło, mówił dobitnie, był czymś jak gdyby zdumiony i coś podtrzymywał, teraz znowu weszła ona, znów pracowała, tłumaczyła, dla samego umiłowania pracy, dla załatwiania i siania nadludzkiej pomocy. Przypomniałem sobie, że ręce ma pokancerowane, jakby tłukła paździerze.
Wróciła do mnie z niemiłym „objawieniem” w oczach. Wyznaczył ostateczny termin, którego zobowiązała się dotrzymać. Potem mnie wziął na bok; dawno nie widziałem tak wieloznacznego spoj-