w który dla własnej przyjemności wpędza się i rozbiera człowieka do bielizny, aby go rozbroić, obezwładnić i nagością zawstydzić. Narzędziem są pochwały, Wylew, który się wzmaga i zawsze potrafi przekroczyć wszelkie granice wstydu.
Jest w tej serdeczności samowiedza, drażliwość, otóż to! Jest w niej groźba. Po chwili cały świat staje się mdlący i przyjemnością byłoby usłyszeć obelgę.
Tylko jej czekał! Dnem tego mułu przewija się potwór. Celem pochwał jest obelga. W tym tkwi przyjemność niezależna, nawet gdyby była stosowana przez człowieka szczerego.
Zaczyna się myśleć o ucieczce. Wszystko jedno, na przykład o wyskoczeniu przez okno. Niech myślą, co chcą, wszystko jest lepsze, nawet tchórzostwo. Lepsza jest nawet śmieszność aniżeli gorąca ręka pijanego adoratora.
I gorące spojrzenie. Lecz Kwieciński dopiero rozkręcał bąka, dopiero podcinał bacikiem, mówiąc „że”...
„...że dobroć i uczucie nie popłacają”.
Patrzył świdrującym wzrokiem, żądał najwyższego napięcia uwagi. Zdawało się, że za chwilę sprawdzi, czy wszystko się słyszy, co on mówi? Raz mówił z sensem, drugi raz bez sensu. Między jednym i drugim nie było granicy, wszystko płynęło.
— Dziwnie się plecie na tym świecie — powiedział znacząco.
— I rzeczywiście — wtrąciła żona, patrząc porozumiewawczo na Pawła.
— Żal mi pana — powiedział nagle.
Pawłowi wydawało się, że Kwiecińska czuwa nad mężem i nad nim jednocześnie, że jest z nim w niemówionym kontakcie, że niemo ostrzega — tak mu się wydawało — że daje mu znaki w momentach, w których nie należy pijanego drażnić, to znów współczuje. W innej chwili wydawało mu się, że Kwiecińska odpływa, że go traci, zostawia, a nawet ma przyjemność z jego cywilnej śmierci przy stole.
Kwieciński mówił — gdyby to chciał oczyścić i streścić — że dobroć i uczucie nie popłacają, że nie wolno być słabym. Że dobroć przemienia się w martwotę, martwota w padlinę, że zatruta mucha siada na ludziach dobrych i że to, co się zdarza ludziom dobrym, nigdy nie zdarza się łajdakom. Że żadne sentymenty, słabości, przywiązania, że życie to wagon kolejowy — Paweł skądś to już
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/256
Ta strona została przepisana.