Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/28

Ta strona została przepisana.

nazajutrz musiało mu się przydarzyć coś nie najlepszego. Lecz w miarę miesięcy oczekiwał jej coraz bardziej. Bo tak jak każdego z tamtych można było zapamiętać, ta natychmiast po zniknięciu rozsypywała się w popiół. Było to jej właściwością. Za każdym razem próbował odczytać i dojść do tego szczegółu, który stanowił o jej istocie. Nie wiedział, dlaczego aż tak się fatygował, ale coraz to większą w myślach zakładał zasadzkę — iż odczyta wreszcie tajemnicę wrażenia i przyciągania.
Momentem obciążającym było jej bogactwo, była bogata, niewątpliwie, aż tak, że ubrana skromnie, nie było co do tego wątpliwości, że sztuczna biżuteria była prawdziwa i że w swej minimalnej dawce znaczyła więcej. Lat mogła mieć poniżej dwudziestu. Był to dorosły człowiek w pomniejszeniu, zimny, zręczny, nabity zręcznością jak sprężyna zegarka. Całe to zjawisko trwało nie więcej jak siedem sekund. Było irytujące w swej doskonałości. Jej ręce powodowały, że wszystkie inne były szczypcami do wyciągania ości z gardła, głowy czerepami, w których można zapalać świeczkę, a we wszystkich brzuchach bełtał sfermentowany zacier porannego jedzenia. Przesadzał. Lecz otóż to właśnie — wywoływała chęć do przesady. Chciałby, lecz oczywiście nigdy by tego nie powiedział, nawet gdyby cudem jakimś stanęła przed nim i wprost o to zapytała — chciałby jej powiedzieć, że sama chyba nie wie, co sobą oznacza?
— Tak! — rzekłby. — Sama pani nie wie. Przecież ten, kto nosi zegarek, niekoniecznie musi znać się na jego mechanizmie.
Właśnie to chciałby powiedzieć i zobaczyć jej zdumioną minę.
— Ach tak? — by zapytała. — Ach tak, ach tak. — Cóż więcej mogłaby powiedzieć.
— Tak — rzekłby. — Ma pani oczy zimnego opryszka. Ośmielam się to powiedzieć. Opryszka, którego niemiło by spotkać nad ranem w pustym miejscu, gdyby pani była mężczyzną.
— Ach tak? — by zapytała, prawdopodobnie już z gniewem.
A on ciągnąłby dalej:
— Jeżeli chodzi o moją skromną anonimową osobę, chciałbym, aby to jedno pani zapamiętała.
— Ach tak!
Nie przewidywał dla niej niczego innego prócz tego odezwania. I dodałby jeszcze: