Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/318

Ta strona została przepisana.

Już usłyszano ich podniesione głosy.
Za plecami Pawła, Kwieciński z hałasem, jak wystrzał, zamknął rocznik.
— O! — krzyknęła Maria, wyrywając się z rąk Pawła.
Oczy wszystkich zwróciły się ku oknu.
Za sztachetami ogrodu wąska uliczka szybko spadała w dół ku bulwarowi. Każdy krok popędzany był tutaj spadzistością chodnika.
Zza prawego słupka ogrodzenia ukazała się para, Herodek z córką.
— Dobrze się trzyma. Ile on może mieć teraz lat?
— Ludzie bez charakteru zawsze są młodzi — powiedziała Maria.
Zatrzymali się, odbyli jakąś naradę i Antonina wzięła ojca pod rękę.
— Nie ma na to rady — powiedziała Maria. — Będziemy tu mieli Herodka.