Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/33

Ta strona została przepisana.

— O!
— Wtedy dopiero bym nie pozwolił.
— O! A ja go znam — próbował przedłużyć.
— Ja nie znam. Z domu wychodzę rzadko. Byłem u lekarza.
— Pan musi mieć jakąś właściwość, która powstrzymała tamtego...
— Nie mam żadnych właściwości — odburknął.
Szedł szybko.
— Znam go — zaczął Benedykt — typ bardzo dziwny...
— Tak?
Szli główną ulicą, w krótszą jej stronę, ku peryferiom.
— Znam. Od jakiegoś czasu chodzi ulicami, przystaje, nasłuchuje i wygłasza komentarze. Znam te uliczne typy, ten jest złowrogi. Wszystkim, nie widząc nikogo na oczy, wszystko ma za złe. Tak na przykład... — Minęli już Aptekę, mieli jeszcze przed sobą Porcelanę z karzełkiem o żabich udach, sklep ogrodniczy z mechanicznym sekatorem na bambusowej żerdzi. Jeszcze jedna przecznica i kamienice zrzedną, a potem rozbiegną się w domki i ogrody, będzie jakaś furtka czy brama, i koniec. — Na przykład — mówił, idąc krok w krok: — byłem kiedyś świadkiem, jak siejąc przy ziemi swą laską żgnął niechcący szpikulcem jakiegoś przechodnia, a gdy tamten krzyknął z bólu, nie przeprosił, tylko zasyczał z jadowitą satysfakcją: „a widziszszsz!...”. Jakby miało to znaczyć, że dobrze tamtemu tak, i że jest to kara za to, że on jest ślepy. Innym razem... W upalne południe wyczuł zbliżającą się burzę. Przystanął i powiedział głośno: „dobrze im tak!”. Myślę, że znaczyło to: ci, którzy widzą słońce, za karę przeżyją teraz ciemność i... I... Ale może ja pana nudzę?
— Nie.
— I zawsze... Niesłychane, gdy tylko usłyszy czyjść śmiech, 0 tym ślepcu mówię, zaraz opatruje go komentarzem, zawsze z naganą. A gdy już jest to nagły wybuch śmiechu dziewczyny idącej na przykład w towarzystwie mężczyzny, byłem świadkiem, zatrzymał się i powiedział tak, żeby wszyscy słyszeli: „ale jej dał!”. Miało to znaczenie dwuznaczne. Mianowicie, że śmiech jest odpowiedzią na jakiś gest towarzysza, gest zasłużony, dotkliwy i nieprzyzwoity. I że powinna czuć się teraz skompromitowana