Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/355

Ta strona została przepisana.

Był młodym człowiekiem, dalekim od świństw, bawiła go dobyta szabla w słońcu, gdy szedł na czele kompanii honorowej. Bawiło salutowanie błyskiem stali. Jak przeżegnanie na rycerską śmierć. Skośnym cięciem ku brukowi. Błyskiem między oczy pionowo, gardą na wysokość serca. I wrzuceniem brzeszczotu na ramię: ech!
Łomot nóg kompanii za plecami. Wielki świt blachy słonecznej przed oczyma. I ani słowa; buty.
— Dziękuję panu, panie podchorąży.
Małachowski wrócił do swego lasu.
Potem był alarm, marsz i znowu las, już nad samym ranem.
Podporucznik stał pod drzewem, Małachowski spacerował po czarnym igliwiu. Wydano suchary i słoninę. Ledwo zdążono podzielić porcje, alarm i wrzask poderwały wszystkich do marszu.
I wyłoniły na leśną drogę. Pustą, z zanikającym o świcie zimnym księżycem.
Wyszło słońce. Od czoła kolumn zaczęli przelatywać nerwowo łącznicy. Z kolbami karabinów u kolan, byli w hełmach. Otwarło się pole, podporucznik wiedział już o czymś.
Kazano zapinać się i nałożyć hełmy. Tłum kompanijny pulsował. Jeszcze jak zbełtana woda. Lecz nerwowa elektryczność wciąż szła do przodu.
Sierżant wściekłą korektą, dokonaną na żołnierskiej uprzęży któregoś z upatrzonych piechurów — rozbrykał go jak furman konia. Upatrzony, żeby uniknąć razów, spiął się i skoczył. Lecz nie wiedział, w którą stronę skoczyć. Skacząc, wybebeszył puszkę maski gazowej. Tego czekał sierżant. Raz jeszcze go dopadł. I ryknął ze żgrozy. Jakby rzeczywiście w momencie, kiedy miały zagrać, strzelec wypuścił z siebie bezcenne żołnierskie flaki. Podoficer załamał ręce komedyjnie i aż przysiadł ze zgrozy.
Wtedy zachwiał się drugi strzelec. Podtrzymał go Małachowski, odpychając przezornie do rowu.
Wybuchła szarpanina. I wybuchała to tu, to tam. Jeszcze zanim oczy, zaczął budzić się gniew.
Małachowski maszerował przy swej czwórce zamknięty w sobie.
Między kolumnami wyniknęła luka. Zaczął się nowy pośpiech. Pod nogami ukazał się piasek, grząski, bez dna. Podporucznik nałożył hełm, i tak jak dziewczyna reguluje rondo kapelusza, wyre-