Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/361

Ta strona została przepisana.

ków, u pochyłości pagórka, z krzaków skarlałych bzów, z furtką, sztachetami i garnkiem nadzianym na patyk. Z góry dwaj chłopcy biegli przez pola, żeby zdążyć. Przy płotku stała obudzona kobieta z dzieckiem, mężczyzna w niedopchniętej do spodni koszuli, blady, rozlany, z łóżka, i jeszcze nadbiegali inni, z nagłym objawieniem w twarzach, z radosną trwogą, jak na pożar; orkiestra już pod wiatrakiem wzięła motyw zasadniczy. Długi, okładany pałką. Z przewlekłą powagą, dudnieniem ziemi. Nad piachem świeciło bagatelne słońce jak bluzka na płocie. Buty szły za butami, pochód ciągnął: — „Wszystko jedno! Ech!” Talerze okładały się na przegubie ruchomej sprężyny bębna. Jak bicie po pysku, do krwi, do obłędu: — Ech, sołdaci!
Małachowski zobaczył kark Wasyla, f profil jego zielonej twarzy. Wasylowi z końca długiego nosa spływały krople potu. Z takiego wielkiego chłopa smoła powinna.
— Ej! — krzyknął Lewandowski. Okiem spod hełmu był w kontakcie z koleżką Szrubą.
— Ej! — krzyknął. — Zapnij się, ojciec! — Pokazał palcem na rozchełstanego cywila pod płotem, tamten panicznie schwytał się za spodnie.
Szrubę pod wpływem bębna rozweseliło i rozniosło. Był to łajdak, miał koleżkę Chańcę, który wpadł za niego, odsiedział, cierpiał po niewczasie i w rewanżu zaczepiał Lehmana. Kaszubi stanowili pierwsze czwórki, Poleszucy zamykali kolumnę, potężny Wasyl szedł w trzeciej. Rozłączony z serdecznym antagonistą Dymitrem. Dymitr był niedźwiedziem o ponurych uczuciach. A Lewandowski ladaco. Jak wszyscy spod Warszawy. Zaśpiewał o Madalińskim — dżokeju, który w piątej gonitwie zginął na trąca. Dbał o zdrowie, wyglądał jak trupek młodzianka. Lecz wszyscy razem byli żołnierzami. Grała orkiestra. Byli czystymi ludźmi. W mundurach o tej samej ilości guzików i szlufek. Nie byli brudni, jak czysta jest ziemia, trawa i liście. Zbliżało się centrum piekła.
Tysiące głów płynęło gęstym, rozskrzepłym strumieniem. Lecz pod wiatrakiem inne było uderzenie źródła. A inne pod lasem. Rytm rozkładał się na kilometry i tysiące. Poruszał ścierniskiem, przechylał niebo. Cała równina szła naokoło, różnie, sprzecznie