z uwagą na każdą kroplę. Ani śladu chlapnięcia, jakby rozliczano się ze złota.
Gdy wychodziła — tam zostawała cisza. Gospodyni w spódnicach zostawała w głębi mieszkania, pełnego poduszek i złotych obrazów.
Na ścieżce do furtki rosły czarne bzy, a gdy się obejrzeć, widać było skrawek wysokiego, czerwonego budynku, zza którego wyzierała głowa psa na łańcuchu.
Za furtką wyrywała z jarzącego się bukietu trawy jedną wąską trawkę. Niosła ją, trzymając w zębach. Dopóki nie zgryzła aż do tatarakowej goryczy. Na ziemi pachniał pył, zboże, gorzka, wilgotna trawa, kora gałązek. Płynął zapach czysty, bez przeszłości, dzisiejszy, w całej potędze dzisiejszy. Dzisiejszość jest tym punktem, który dla jednych dotyka, a dla drugich nie dotyka ziemi.
To, co się działo przedtem na blaszanym parapecie okna domu z mlekiem, teraz odbywało się w górze. Nad głową rozdzierało się powietrze. Wyrabiało już swoje, huczało, gdzieś tam wysoko był Filip. Było w tym pojęciu coś strasznego i wzniosłego. I równocześnie depczącego ziemię, i stokrotki w trawie. Jakby razem ze świtem wstawała śmiertelna choroba.
Świt odbywał się szybko, Angelika była już w domu i rozpalała ogień w kuchni. Precyzyjne działanie wywoływało jej uśmiech zadowolenia z pokonania noża i z pokonania drewienek na rozpałkę.
Gdy drewienka były gotowe, przywilej ten polegał na tym, że dopiero teraz czyściła ruszt i palenisko. Odwracała kolejność, tak jak uruchamia się drobną, przekorną obrotową myśl na dużym mrozie, żeby nie zamarznąć.
Zdarzało się, że obudzony Filip wchodził gwałtownie do kuchni i przewracał bańkę z mlekiem. Mleko padało strugą prosto w drewienka, podlewało nogi Angeliki. Filip stawał pośrodku i mówił:
— A!
Patrzyła w jego twarz, czytając z lękiem. Widziała, że ogarnęło go obrzydzenie: mleko na podłodze, jak w oborze, zapach mleka, krowy, latające muchy, wstrętny poranek na wsi, gdzie kołek w gnojówce moknie już trzecie pokolenie.
W gniewie poszukiwał czegokolwiek, co by można zmiażdżyć.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/381
Ta strona została przepisana.