Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/395

Ta strona została przepisana.

istotnego i nowego jest to właśnie dziecinne głupstwo, które nie powinno się urodzić.
— Po ciemku? — wszedł Filip. — Pokłóciliście się? — zażartował.
Wereszczyński po raz drugi zauważył, że nie mają światła elektrycznego.
Wkrótce pożegnał.
— Masz cierpliwość — powiedział Filip stawiając lampę na środku stołu. — Dlaczego on się tak irytuje? Głos podnosi w moim domu.
— Wyjeżdża.
— Głos podnosi. Oto co daje poczucie przynależności do towarzystwa. Wyobrażam sobie belferków jego pokroju, gdy tworzą sympozjon między jedną klasówką a drugą. Świat im się porusza jak krzesło pod tyłkiem. Ale my o tym na szczęście nie wiemy.
— Jeszcze tu wpadnie pożegnać się.
— Bardzo proszę.