Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/40

Ta strona została przepisana.

mas, rozświetlony błyskiem zdumienia, i wtedy był najbardziej uśmiechnięty. Czyżby złośliwość? Wtrącił kilka zdań, niekompletnych, wiszących w domyślności. Było to przy Husserlu, którego znał. Przy tym nazwisku wydał z siebie coś w rodzaju pomruku, przekąsu, jaśniejszą dezaprobatę, lecz i wspomniał jak gdyby o dyspozycjach psychicznych autora. Niejasno, ale Benedyktowi wydało się, że — znamiennie — mając w pamięci pochodzenie filozofa.
Przerwał swój tok:
— Wspomniał pan coś o Żydach — rzekł spokojnie. — Tak zrozumiałem — zastrzegł się, patrząc w oczy. — Mnie Żydzi nie lubią i nie rozumieją, uważają za prostaka, bo to, co oni wywodzą w dwie godziny, wspinając się po zawiłej ścieżce, ja mówię w minutę, podobno bez smaku. Nie mam tego abstrakcyjnego szyku myślenia, spacerów po oblodzonych szczytach, zanim dojdę do. celu, nie jestem artystą typu spekulanta umysłowego, żyję w świecie normalnych proporcji, blisko ziemi, w trawie, która mi się troi, będąc do końca tylko trawą, ale za to wiem, co jada się łyżką i jak smakuje cyna...
— A gdzież pan tych Żydów tutaj spotyka? — zdumiał się bardzo przytomnie Hieronim. — Ani mi było w myśli — sprostował,, zbyt może pośpiesznie.
— Zdawało mi się; — powiedział bez nacisku Benedykt. — Pewnym ludziom wydaje się, że, jak Pan Bóg, są wszędzie. W malutkiej trawce, wyrosłej spod kamyka, mogą być oni. To znaczy... idea... filozofia ironii, półuśmiechu.
— O! — spojrzał uważnie Hieronim. — Znaczy... — ciągnął ze skraju łóżeczka, które poruszyło się na kółkach — jest pan antysemitą?
— Powiedziałem wręcz coś przeciwnego. To bardzo dużo. Prawie wszystko. Inaczej... Tak, tak — znów się zapalił — pan wspomniał o Dostojewskim. O nienawiści. O szowinizmie. Czy tak? Miał mu pan coś za złe, tak jakby pan wolał, żeby go nie było... Jakby to był produkt szkodliwy dla zdrowia. Chciałby go pan unicestwić i umyć ręce. Pan uważa, że jeśli w jakiejkolwiek rozmowie dojdzie do Dostojewskiego, jest w tym coś żenującego, wstydliwego, i że studenci, egzaltowani studenci podniecają się tym hasłem wtedy, gdy trzeba powiedzieć coś wzniosłego, pustymi