Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/427

Ta strona została przepisana.

— Kociołek. Gotowali coś w łesie. Rozmawiałam z Pawłem...
— Gratuluję. Przyjął cię w gabinecie? — spoglądał na nią.
— Nie można mu pozazdrościć.
Gdy nie miał grosza, aby wyjść na miasto, szedł do „ogrodu”, siadał na beczce i zapalał fajkę. Był to szczególny ogródek, wciśnięty między mury, na tyłach domu. Gdy usiadł, po chwili z przybudówki, gdzie mieszkali Stróże, wychodziła karlica, siadała na progu i przyglądała mu się w milczeniu. Uratował jej kiedyś życie. Nie zważał na nią, mógł go też obserwować szczur z okna piwnicy.
„Ogródek” miał powierzchnię niewielkiego pokoju, okalały go ślepe tyły budynków i czerwony, krwisty murek, posypany szkłem w zastygłym cemencie. W murku była żelazna furtka, zamknięta zardzewiałym zamkiem bez klucza, od furtki na ukos biegła ślepa ścieżka — dokąd? — w rogu zwisały listwy ruin altany, oplecione dzikim winem, stała wąska ławeczka, porośnięta grzybem, rosły pod nią kępki trawy, zielonej, niezdrowo soczystej jak zielsko w rowie. Pośrodku altany leżał wielki, wyszlifowany czasem kamień. Już nic gorzej. W altanie być może podawano kiedyś kawę i grał ktoś na skrzypcach, być może, spod szczątków Sterczał połamany pulpit.
„Ogródek” była to piwnica, nic więcej, piwnica nie przykryta stropem. Filip siadał na beczce, którą tu specjalnie spod rynny wytoczył. Gdy uderzyć w nią piętami, dudniła.
— No i co ty o tym powiesz? — zapytywał sam siebie.
Potem — zwłaszcza tutaj — gdzie nie było nikogo — wywoływał w myślach dowolną postać. Wystukiwał o obcas fajkę i szykował nową.
Dziewczyna — myślał — z rybek przejrzystych, w środku nic, tylko wątła niteczka przewodu pokarmowego.
Postać nie mogła zadziałać nic ponad jedno mgnienie oka. Zapalał fajkę. Każdej postaci za każdym razem brakowało jakiegoś szczegółu, który by w tej chwili był najbardziej potrzebny.
— Pan coś do mnie mówi? — zapytywała skwapliwie karlica.
Nie odpowiadał. Następowała chwila ciszy. Wyjmował termometr owinięty w chusteczkę i schowany w kieszeni.
Kiedyś Paweł przyłapał go, gdy ukradkiem mierzył tempera-