Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/429

Ta strona została przepisana.

szedł przy dyszlu, żona z dzieckim na ręku. Resztę niosły dwie bose dziewczynki.
Tacy ludzie, jeśli już przyszli, to na całą wieczność.
Gospodarstwo objęli z hukiem, zamętem, lamentem, rozrzucili słomę, rozwlekli bety. Wyglądali jak Cyganie, ich dobytek wyglądał jak kawałek cyrku. Mieli wspaniałe miedziane rondle, szczygła w klatce — do tej biedy. Co chwilę podnosili wrzawę, jakby wszystko, co mieli, razem z nimi obsuwało się w przepaść. Karlica śpiewała, a może płakała? Jakąś piosenkę nie z tych stron, a może nie piosenkę? Dzieci tylko były normalne, blade i zabiedzone, na przejrzystych nogach, zupełnie wiejskie.
Filip uznał całe to zdarzenie za dobry omen: rudego tu brakowało.
Nie poszczęściło się biedakom. Nazajutrz trzyletnia dziewczynka wpadła do rzeki i poszła na dno. Angelika zobaczyła to z okna, rzuciła się na schody, lecz zanim zdążyła wykonać swój zamiar, już wszystko się stało. Ani razu głowa dziewczynki nie ukazała się na powierzchni.
Nadbiegła karlica. Krzyknęła, zakręciła się w kółko i skowycząc dopadła jakiegoś przechodnia. Wyszedł właśnie zza zakrętu i zaskoczony nie wiedział, co się dzieje. Jak oszalały pies rzuciła się prosto do jego nóg. Zaczęła gryźć po łydkach, wyć, szarpać i spychać do wody. Opędzał się wściekle i bronił okutą laską, walcząc o swe życie na krawędzi betonu.
Angelika była już na dole. Zgubiła buty, ogłuszona wyciem karlicy na moment straciła głowę. Oprzytomniała, pośpiesznie zaczęła się rozbierać i szykować do skoku.
Karlica odpadła od swej ofiary, czy też została odtrącona, potoczyła się, zsunęła pionowo po kamieniach nadzianych hakami i zniknęła w odmętach tłustej fali. Też poszła na dno.
Lecz zaraz potem ukazała się jej głowa.
W tym momencie zza węgła wyszedł Filip. Wracał z miasta, zobaczył Angelikę w bieliźnie przed domem, szedł wolno, przystanął, spojrzał. Przyspieszył kroku. Na brzegu zebrała się już grupka ludzi. Zaczął biegnąć, z nadpływającej łodzi słyszał okrzyki. Ktoś pokazywał miejsce, w którym się to stało. Dopadł, odtrącił Angelikę i jak był, skoczył do wody. Angelika popchnięta upadła na bruk. Gdy się podniosła, zobaczyła Filipa. Już się wy-