Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/498

Ta strona została przepisana.

Filip widział jeszcze, jak uderzyła w twarz jakiegoś młodego uczonego. I jak tamten ze zgrozą uniósł pięści ku niebu.
W chwilę potem z całego tego popołudnia zapamiętał tylko tego bladego, nieszczęśliwego uczonego. Który przez całą tutaj bytność zużył tyle encyklopedycznych słów, tak się nadyskutował i tyle miał niewątpliwej racji — żeby w końcu dostać po pysku od młodocianej erotomanki.